Bo na dzialkach… (cz. 6)

Athletic

Bo na dzialkach… (cz. 6)
Pogoda wreszcie, po ostatnich zimnych jak na lipiec dniach, dopisala, wiec wybralem sie zobaczyc, co i jak na mojej dzialce. Sporo dzialkowców korzystalo ze sprzyjajacej w weekendowe dni pogody, wokolo bylo slychac pracujace kosiarki, gwar ludzki, w powietrzu zaczynalo sie czuc zapach rozpalanych grillów.
Sloneczko przyjemnie przygrzewalo, wiec po zrobieniu niezbednych zabiegów pielegnacyjnych na dzialce, wyciagnalem lezak, stolik, naturalnie zimne piwko i jak to mam w zwyczaju zleglem nago na lezaku, oddajac nagie cialo we wladanie promieni slonecznych. Pomyslalem sobie, szkoda, ze nie ma Moniki, bo tak samemu lezec nago to troche nudno, ale cóz… Nie widzialem sie z nia od jakichs czterech lub pieciu miesiecy, nie dawala zadnego znaku zycia – trudno, jej sprawa, chociaz fajnie, pomyslalem, byloby pofiglowac seksualnie z nia, w koncu to ja przeciez nauczylem ja czerpania przyjemnosci z bycia nagim i z seksu.
Oddajac sie leniwie swoim myslom i saczac niespiesznie zimne wylaczylem sie na odbieranie wszelakich odglosów z otoczenia.
– Przepraszam, panie sasiedzie – dotarl do mnie zza furtki meski glos.
Zarzucilem szybko recznik, który zawsze mam na podoredziu, na nagie krocze i spojrzalem w kierunku glosu, dajac jednoczesnie zapraszajacy gest reka.
– Przepraszam, panie sasiedzie, ze przeszkadzam – kontynuowal sasiad-dzialkowicz wchodzac – moge?, ale potrzebuje pana pomocy…
Mój zdziwiony wzrok chyba mówil wszystko, bo dzialkowicz kontynuowal:
– Ma pan sasiedzie troche róznego sprzetu dzialkowego, wiec pomyslalem, ze i pewnie sie pan zna na tym i owym, a ja mam problem z moja kosiarka… nie chce mi odpalic, a trawa niestety mocno urosla… Przepraszam – ciagnal dalej swój wywód – ale czy móglby sasiad spojrzec na nia, co dwie glowy to nie jedna, moze da sie ja naprawic… prosze.
Poznalem, ze to sasiad z dzialki po przekatnej, ale do tej pory poza zdawkowym „dzien dobry” lub „witam” nie mielismy zadnych kontaktów. Widzialem go jak krzatal sie po swojej dzialce, widzialem tez, ze czasami stal oparty o lopate lub jakies inne narzedzie ogrodnicze i gapil sie chyba w kierunku mojej dzialki, lecz nie zaprzatalem sobie tym glowy ani nie zwracalem na to najmniejszej uwagi. Ale sasiad to sasiad, pomyslalem, a pomóc trzeba dzialkowiczowi.
OK – odparlem. – Tylko zarzuce cos na siebie, sasiedzie, i zobaczymy, co dolega panskiemu sprzetowi – i pomyslalem, ze zabrzmialo to jakos tak dwuznacznie.
Ale mialem to gdzies… podnioslem sie z lezaka i poszedlem do domku, ubralem dluga koszule, ale slipek nie chcialo mi sie zakladac, bo koszula siegala do polowy ud, wiec mojego przyrodzenia i tak nie bylo widac, a gdyby nawet, to nie przejmowalem sie tym wcale…
– Chodzmy wiec… a jakies narzedzia do kosiarki sasiad masz? – zapytalem.
– Oczywiscie, cos tam mam – odpowiedzial.
Poszlismy wiec do niego. Kosiarka stala przed jego altana, wlaczylem zaplon, podpompowalem paliwa, szarpnalem za szarpak raz, d**gi, trzeci… i nic, ani „zagadala”.
– To pewnie cos ze swieca, trzeba sprawdzic, czy jest iskra – powiedzialem. – Trzeba wykrecic ja i sprawdzimy.
Sasiad wyciagnal narzedzia, wykrecil ja…
– To ja szarpne jeszcze pare razy, a ty sasiad patrz, czy jest iskra.
Sasiad poslusznie kucnal obok kosiarki, przytrzymal swiece oslaniajac ja reka, zeby widziec czy iskra przeskakuje. Szarpnalem raz po raz… a przy kolejnym razie katem oka zobaczylem, ze sasiad zamiast patrzec na efekt mojego szarpania kosiarki patrzy sie w kierunku mojego krocza. Lekko sie wkurzylem… to ja mecze sie z kosiarka, a ten gapi sie miedzy moje nogi i na mojego penisa, którego na pewno z jego pozycji bylo doskonale widac.
– Sasiedzie – powiedzialem lekko podniesionym glosem – miales patrzec, czy iskra przeskakuje, a nie gapic sie mojego kutasa… na nim iskry nie zobaczysz – dodalem lekko wkurzony.
– Przepraszam cie, panie sasiedzie – odpowiedzial. – Ale wiem, ze zadnej iskry nie bedzie. Przepraszam cie, panie sasiedzie, bardzo, ale nie wiedzialem, jak zagadac do pana, wiec wymyslilem, ze kosiarka mi sie zepsula… sam wymienilem swiece na niesprawna… bo tak sobie pomyslalem, ze jak bedziesz juz nago, to moze uda mi sie popatrzec na… no wiesz, twojego penisa.
Alez bezczelny, pomyslalem, a glosno powiedzialem:
– To trzeba bylo powiedziec, jak przyszedles do mnie sasiedzie, ze chcesz zobaczyc mojego kutasa, a nie kombinowac, a poza tym mam to samo, co i pan sasiedzie.
– Ale ja sie bardzo wstydzilem.
– Czego? – odparlem szorstkim glosem. – Jestem otwarty, wiec nie zdziwilaby mnie sasiedzie twoja prosba.
– Ale ja nie mialem zlych zamiarów, przepraszam, panie sasiedzie – powiedzial przepraszajacym glosem. – Dosyc czesto patrzylem na pana swobode na dzialce i zazdroscilem panu tej otwartosci, podgladalem jak tylko udawalo mi sie cos dostrzec poprzez liscie… a nawet, przepraszam i niech sie pan sasiedzie na mnie nie gniewa, kupilem sobie lornetke, zeby lepiej móc widziec pana.
Faktycznie, na lawce przed jego altanka lezala potezna lornetka. I tak niewiele widzial, pomyslalem, bo tak mam obsadzona krzewami dzialke, ze na pewno niewiele mógl przez nie zobaczyc.
– Zrozumiem panie sasiedzie – kontynuowal – ze mozesz juz wiecej po tym, co zrobilem dzisiaj, do mnie sie nie odzywac ani znac za mój postepek.
Zrobilo mi sie zal sasiada. Faktycznie nigdy nie widzialem go z kimkolwiek innym na dzialce, z niewieloma osobami rozmawial, jakis taki milczek byl z niego, nigdy tez nie widzialem, zeby jakas kobieta przychodzila mu pomagac lub chociazby na zbiory owoców… Ale nigdy nie zaprzatalem sobie tym glowy, bo uwazalem, ze to jego sprawa. Stal teraz przed mna za spuszczona glowa, jego przepraszajacy ton glosu, jego skruszona postawa zmienily moje nastawienie do niego. Powiedzialem:
– Dobrze, nic sie nie stalo, ale przestanmy juz sobie „panowac”… – i wyciagnalem w jego kierunku reke. – Jestem… – powiedzialem.
– A ja J…
– Mam u siebie zimne piwko, chodz wiec do mnie opijemy znajomosc – powiedzialem.
Poszlismy do mnie, wyciagnalem siedzisko dla nowego dzialkowego znajomego, dwie butelki zimnego piwa z lodówki, otwarlem butelki i chcialem polac mu do przyniesionej szklanki. Wstrzymal mnie gestem dloni.
– Wole prosto z butelki – powiedzial. – Lepiej mi smakuje.
Siedzielismy gadajac o dzialkowych sprawach i popijajac piwo, które bylo idealne na te upalna pogode. Meczylem sie troche siedzac nadal w koszuli, która zalozylem idac do niego. Wiercilem sie na lezaku, w koncu przenioslem go w cien, zeby slonce nie dawalo mi „popalic”.
– Czemu nie czujesz sie jak u siebie na dzialce – znienacka zapytal J.
– No nie wiem, jakos tak…
– Podgladalem cie i marzylem o takiej chwili, zeby móc zobaczyc cie z bliska nie przez krzaki, prosze…
– OK., mnie tez bedzie lepiej – odparlem.
Z ulga pozbylem sie koszuli i rozsiadlem sie wygodnie na lezaku. Popijalismy piwo i gadalismy o róznych sprawach. Widzialem, ze taksuje mnie wzrokiem, jak najdluzej zatrzymujac swój wzrok na moim penisie. W pewnej chwili powiedzial:
– Zazdroszcze ci…
– Czego? – spytalem.
– No, tego twojego sprzetu…
– Penis jak penis, normalka – powiedzialem.
– Nie, jest fajny, duzy… i podoba mi sie, lubie na niego patrzec od dawna, ale dzisiaj mam okazje zobaczyc go naprawde z bliska i… jest jeszcze ladniejszy niz przez lornetke.
– Ech – zachnalem sie. – Ale dziekuje za pochlebstwo. A on – normalka, srednia krajowa, no moze ze dwa centymetry wiecej.
– I tak ci zazdroszcze tej wielkosci – powiedzial.
Mój kutas to nie byl rozmiar „maczug” u niektórych Murzynów lub króla filmów porno, ale bylem zadowolony z jego wielkosci i nie myslalem nigdy o tym, zeby miec wiekszego… poza tym pasowal mi do mojej reki podczas masturbacji, a i kobietom odpowiadal ten rozmiar, i to nie tylko Monice, która jak juz rozbudzil sie w niej „demon” seksu, to wrecz kochala go ssac, calowac, piescic, miec go w sobie lub tez ujezdzac do upadlego.
– Mam rozumiec, ze ty masz w takim razie ciut mniejszego, skoro zazdroscisz mi jego wielkosci – powiedzialem. – Nie wiem tylko, czym sie przejmujesz, to nic, ze maly, byle byl wariat – zazartowalem.
– Mój nigdy nie bedzie wariat – odpowiedzial posmutnialym glosem. – Mam z tym problem i dlatego jestem samotny, z nikim nie zwiazany…
– A byles u lekarza z tym problemem? – zapytalem.
– Bylem, ale nic na to nie moga poradzic, a przeszczepów w Polsce nie robia.
– Nie przesadzaj z tym problemem – pocieszalem go. – Na pewno to nie taki problem, z którym nie móglbys sobie poradzic… Pójde po kolejne piwo, lepiej bedzie sie nam gadalo.
Popijajac piwo J. zaczal opowiadac o swoim problemie, ze ma bardzo malego, lekarze proponowali mu chirurgiczne wydluzenie, ale koszt jest tak duzy, a jego na niego nie stac, wiec sie meczy z tym, o tym, ze pasjami lubi ogladac strony w facetami i wielkimi penisami, bo taki marzy mu sie, ze przez ten swój rozmiar kazda kobieta, która poznal, wysmiewala i zrywala z nim kontakty jak go zobaczyla i dlatego jest samotny.
– Nie przejmuj sie, w koncu trafisz na taka, której spodoba sie twój rozmiar – pocieszalem go.
– Nic z tego, juz zadnej nie znajde – powiedzial J.
– A tak w ogóle, to ja siedze nago – powiedzialem – swiece golym tylkiem i penisem, moze ty tez poczujesz sie swobodnie, jak to u mnie na dzialce jest w zwyczaju?
– A nie bedziesz sie ze mnie smial? – zapytal.
– Oczywiscie, ze nie, kazdy czlowiek jest czlowiekiem i to jak wyglada nie ma znaczenia. J. wzial butelke piwa, przylozyl do ust i za jednym zamachem opróznil cala butelke… Domyslilem sie, ze tym sposobem chce dodac sobie odwagi. Poszedlem i przynioslem kolejna butelke dla niego. J. z nowej butelki pociagnal potezny lyk, odstawil butelke i podniósl sie z lezaka.
– Obiecales, ze nie bedziesz sie smial – powiedzial i zaczal zdejmowac koszulke.
Kiedy zdjal koszulke i spodnie, przez dluzsza chwile zastanawial sie na slipami. Wreszcie zdobyl sie na odwage i szybko zdjal je. Moim oczom ukazal sie naprawde malusienki kutas (powinienem powiedziec kutasik), wielkoscia przypominal siusiak szescioletniego chlopca, no ale grubosc odpowiadala jego wiekowi, czyli piecdziesiecioparoletniego faceta. Jeszcze ten zwisajacy brzuszek nad nim zmniejszal optycznie jego wielkosc. Zastanawialem sie, jak on tez nim robi siku, pewnie obsikuje sobie worek i uda, bo tylko w dwa palce mozna go wziac do reki.
– I co, nie mówilem, ze jest maly? – powiedzial.
– No do olbrzymów nie nalezy – odparlem wymijajaco – ale jak sie podnieci, to na pewno sie wydluza.
– Absolutnie nie – wtracil – jedynie grubnie. – Usiadl z powrotem na lezaku, siegnal po piwo, lyknal i powiedzial. – Teraz juz wi

Bir yanıt yazın

E-posta adresiniz yayınlanmayacak. Gerekli alanlar * ile işaretlenmişlerdir